FAQ
•
Szukaj
•
Użytkownicy
•
Grupy
•
Galerie
•
Rejestracja
•
Profil
•
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
•
Zaloguj
Napisz odpowiedź
Forum Gildia "PIJAKI" GLOBAL serwer HELLHEIM Strona Główna
»
HYDEPARK
» Napisz odpowiedź
Napisz odpowiedź
Użytkownik:
Temat:
Treść wiadomości:
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje:
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
$1
Kod potwierdzający:
$3
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
IMPERATOR!
Wysłany: Sob 20:59, 19 Sie 2006 Temat postu:
O kurde masakra zajebiste Fylthir
qlawy
Wysłany: Czw 15:20, 17 Sie 2006 Temat postu:
Ojjjj tak... Wrocilem z wakacji, no to napisz cos o mnie ty moj Wielki Mistrzu, Obrońco Kielicha
Bardzo fajnie sie czyta hehehe
Quort
Wysłany: Czw 14:40, 17 Sie 2006 Temat postu:
SUPER brak mi slow Cos pieknego musisz to kontynuowac
Wszyscy chyba mamy wielka radoche czytajac
Elder
Wysłany: Śro 16:30, 16 Sie 2006 Temat postu:
To ogromna przyjemność móc przeczytać cos takiego. Możesz nie grać ( hehehe ), ale pisz !!!!!!!
Pozdrawiam
ROBALL
Wysłany: Wto 19:39, 15 Sie 2006 Temat postu:
Ja ............. Fylthir jestes genialny,czekam na dalcze czesci
GRATULUJE POMYSŁU
Fylthir
Wysłany: Wto 19:29, 15 Sie 2006 Temat postu: "Fylthir"
II - "Fylthir"
Szedł pogwizdując wesoło.
Trawy Lorencji szumiały akompaniując młodemu rycerzowi i przypominając o czasach, gdy jego ojczysta Errehet była jeszcze zieloną, pełną życia doliną. Był szczęśliwy.
Szedł dziarsko przed siebie, prosto ku przygodzie, która ani chybi czaiła się za kolejnym zakrętem. Ubrany w wysokie buty i prostą tunikę czuł się bardzo dziwnie, po raz pierwszy w życiu nosił na sobie cos takiego, własciwie to po raz pierwszy nosił na sobie cokolwiek. Sięgnął za siebie, jego oręż w postaci długiego, prostego miecza wciąż pozostawał na plecach, czyli tam gdzie być powinien. Nie przyzwyczaił się jeszcze do siebie, do nowego siebie, ale wszystko było tu nowe, czemu więc i on nie miałby się zmienić.
Zza wzgórza, na które klnąc na cały świat przy kolejnych potknięciach wspinał się od paru minut dobiegły go odgłosy rozgrywającej sie bitwy. Przyśpieszył kroku by zobaczyć co się dzieje. Bramy Lorencji płoneły.
Czarne postacie stojące jakby w wiecznym cieniu ścierały się w dramatycznej walce z obrońcami miasta. Dzielni rycerze Lorencji choć walczyli całym sercem, powoli i nieubłaganie spychani byli pod miejskie wrota. Rzędy czarnych rycerzy parły niezmordowanie jakby prowadzone przez samego diabła. Wtedy Fylthir dostrzegł ich wodza, dumnie prężącego się na wielkim czarnym koniu. Samą postawą dodawał sił swej armii, a jego szarże wgniatały w ziemie wszystkich, którzy odważyli się stanąć mu na drodze.
Dreszcz przerażenia przeszedł po plecach Fylthira. Lorencja się nie utrzyma – pomyślał.
Lecz gdy z nikąd nie było nadzieli barczysty rycerz w lśniącej, złotej zbroi wypadł z bramy niczym bełt wystrzelony z ciężkiej kuszy krasnoludzkich mistrzów. Jego bojowy topór jarzył się własnym, czerwonym, wewnętrznym blaskiem przynosząc ze sobą śmierć i siejąc chaos w pierwszych szeregach wrogów. Dwoma potężnymi uderzeniami wgryzł się w pierwsze trzy rzędy dramatycznie szukających ratunku mrocznych wojowników. Na ten widok radość wstąpiła w serca obrońców Lorencji i kolejni rycerze unosząc wysoko swe miecze zaczęli wycinać sobie drogę do nowego przywódcy. Ten bowiem w pojedynkę przedarł się do dowódcy czarnych postaci. Ciemne szeregi ludzi-demonów zwarły się jednak znów po chwili, mrocznych rycerzy wspierał bowiem potężny czarnoksiężnik, który rzucając czarem defensywnym stworzył magiczne tarcze dla swych towarzyszy. Jednak rycerze Lorencji widząc jak jeden z nich bez strachu i trwogi ściera się z mrocznym przywódcą walczyli jak w obłędzie ścinając kolejnych wrogów i przebijając się do swego lidera. Gdy byli od niego o kilka oddechów Czarny Pan uderzył oksydowanym, bojowym scepterem, inkrustowanym platyną i złotem a najdzielniejszy z mężnych padł bez życia z rozpłataną na pół czaszką. Ryk zwycięstwa jeźcia niósł się przez uliczki Lorencji, płosząc ptacwto i budząc śpiące niemowlęta. Blady strach padł wtenczas na obrońców miasta, bowiem ten który ich wiódł leżał już bez życia. Gardłowa pieśń cieni wyrwała się do lotu niosąc ze soba wizję pożogi i niechybnej śmierci "
te hera omine, ta naer kaste
" powtarzali w refrenie i coraz mocniej uderzali, łamiąc szyki obrońców, tnąc, rozpruwając i rozrywając ciała rycerzy Lorencji.
Grad elfich strzał spadł nagle z nieba dziesiątkując wroga. Stępiło to impet uderzenia, a wyczerpani rycerze znów mogli ustawic się falangą. To cztery nowe gildie nadchodziły z Norii, a ich lśniące zbroje i długie łuki nawet z dwustu kroków wyraźnie odcinały się od wysokich, płowych traw. Druga seria wystrzeliła w niebo przesłaniając setkami strzał blado świecące słońce. Z sześcdziesięciu króków było już wiadomo, że to elitarne oddziały zostały wysłane na pomoc oblężonemu miastu. Cztery setnie. Krzyk zwycięstwa uniósł się na murach i gdy wydawało się, iż koniec mrocznych jest bliski, przed linię czarnych sylwetek wysunęła się jedna postac. Smukła, wysoka, górująca nad resztą, o srebnoczarnych włosach z wplecionymi weń złotymi pasmami i szatach inkrustowanych pięciokątnymi szafirami. Czarodziej podniósł ku niebu malachitową laskę i rzucił potężnym zaklęciem.
- Kerius maes… Hetere mortum… - klątwa śmierci, czar morderców przetoczył się po pierwszych szeregach dzielnych Elfów. Padli bez ducha, niczym marionetki, którym nagle odcięto wszystkie nitki.
- Kerius maes... Hetere deus... Hetere magna... Havatae mortum.... - Ponowił melodyjnie czarodziej. Nagle wielki wir padł miedzy Elfy, a czarna jak smoła chmura przysłoniła słońce. Gdy ich niskie, grafitowe niebo pękło na pół sama śmierc zeszła by zabrac ich w zaświaty... Próżno szukac było jednego żywego, żaden nie przetrwał... ni jeden.
Tego było już za wiele, Fylthir chwycił za rękojeśc miecza...
- To nie była walka dla ciebie - powiedział mężczyzna z drugiej częsci komnaty.
- Co ? Gdzie jestem? Co się dizeje ?
- Spokojnie - odrzekł łagodnym tonem potężny rycerz siędzący w głębokim, wysłanym skórami fotelu. - Jesteś w Lorencji i jesteś bezpieczny.
- Kim jesteś i skąd się tu wziąłem - rzucił niepewnie Fylthir, mimowolnie pocierając obolałą głowę.
- Mów mi Juzio, moi przyjaciele tak właśnie się do mnie zwracają, a skoro uratowałem Ci życie to... hehe i Ty tak mówic możesz. Jestem Wielkim Mistrzem, a ty jesteś w budynku mojej gildii. Gildii strażników najświętszego kielicha. Mówią na nas Pijaki... hehehe - uśmiechnął się szeroko - to długa historia i pewnie kiedyś ją poznasz. Kazdy członek tej Gildii nosi ten święty symbol - wskazał na na scianę na której wisiała tarcza z symbolem kielicha - na swym prawym ramieniu. Hmmm... może kiedyś i ty bedziesz nosił ten znak.
- Szukam kogoś - powiedział Fylthir - miałem spotkac się z nim w Lorencji, ale dałeś mi w łeb.
- Tak i uratowałem Ci życie.
- Właściwie to kim oni byli ? Ci... te czarne postacie.
- To zbłakane dusze. Ludzie i Elfy, które zgubiły swą ścieżkę i przeszły pod władanie demonów. Gdybym akurat nie trafił na Ciebie stałbyś się najpewniej ich kolejną ofiarą.
- Hmmm... ze mną to nie takie proste, Mistrzu - odpowiedział Fylthir - to długa historia i może kiedyś ją poznasz - odwzajemnił uśmiech Fylthir odsłaniając komplet śnieżnobiałych kłów.
- Dziwne, nie jesteś człowiekiem - stwierdził wyraźnie zmieszany Juzio.
- Jestem... prawie - znów się uśmiechnął, a jego długie kły rozwarły się lekko potęgując wyraźne wrażenie odmienności.
- Jesteś tylko łudząco podobny, nie należysz do tego świata, a p r a w i e jak to u nas mówią stanowi wielką róznicę - obydwaj buchnęli śmiechem. Obaj nie chcieli stracic luźnej atmosfery rozmowy, mimo iż znali się ledwie kilka minut, wyrazie czuli już szacunek do siebie, oraz wiedzieli, iż nie zawiodą swego zaufania.
- Głodny? Zapraszam na śniadanie - powiedział Juzio.
- Tak ale najpierw muszę kogoś odszukac. Może jeszcze jest w miescie, może na mnie wciaż czeka.
- Och... mów więc jak go zwą, znam tu parę osób - powiedział rozbawiony Mistrz, znał bowiem każdego rycerza w tym grodzie.
- Szukam Quorta.
- Cha, Cha, Cha... buchnał gromkim śmiechem skrzydlaty rycerz, to dobrze trafiłes chłopcze, bo doskonale wiem gdzie możesz go zastac.
Koniec częsci drugiej.
ROBALL(szybko)
Wysłany: Pon 22:44, 14 Sie 2006 Temat postu:
Nie Fylthir, to jest poprosyu zajebiste.Normalnie czekam na cała powiesc,poprostu pozazdroscic talentu,BRAVO i jeszcze raz BRAVO
pisałem szybko sorka za goscie juzio.
Fylthir
Wysłany: Pon 22:31, 14 Sie 2006 Temat postu: "jakoś to nazwę"
" Quort - pierwsza krew "
Diem perdidi pomyślał Quort...
Czarna, mocna kawa wypełniała swym zapachem całą komnatę. Kolejny łyk gęstego płynu schodził się z falą głebokiego żalu.
- Co zrobiłeś dziś rycerzu? Czego dokonałeś ? Komu pomogłeś ? - pytał sam siebie, gorzkim i pełnym żalu głosem.
Wyjrzał przez okno. Zatłoczona ulica Devias zdawała się byc jednym organizmem. Barwy i światła wymieszane były w jednym kotle z dźwiękiem muzyki i mową kolorowego tłumu.
- Wieża Babel pomyślał Quort i splunał przez szeroko otwarte okno.
Nie lubił Devias, drażnili go wszędobylscy przyjezdni, myślący tylko o tym jak okraśc, wyłudzic i uciec. Mieszkał tu jednak. W tej skutej wiecznym lodem krainie był przecież jego dom, tu bowiem mieściła się siedziba jego gildii.
Wielkie płatki miękkiego sniegu powoli i jakby od niechcenia przykrywały nową, puszystą watstwą zlodowaciałe do mrozu szerokie gzymsy czarnej kamienicy.
Głośne walenie do drzwi wyrwało rycerza z zamyślenia.
- Kto tam, kogo licho niesie? - Krzyknął wśiekle Quort
- Hej Quort to ja Roball, otwórz! Hej! Otwórz Quort, mam DINOOO !!!
Mam wreszczcie Dino !!!
- Już idę, nie wrzeszcz, sąsiadów pobudzisz.
- Chuj im w dupę, DIIIINO MAAAM !!! - ryczał na cały głos, podniecony zakupem Dinoranta młody rycerz.
Trzask przekładanych zasów i ilośc potrzebnych kluczy jak również roześmiana czerwona twarz Robala, rozbudziły Quorta bez reszty, zaś woń niezwykle mocnego trunku dochodząca od przyjaciela świadczyła, iż nie on pierwszy dowiaduje się o nowym nabytku Robala.
- Na kulawego Barloga! Ile ty dziś już wypiłeś?
- No co? Okazja jest, Dino mam !
- No dobra, pokaż to cudo - powiedział z przekąsem
- Przywiązałem go w podwórzu, chodź - wrzasnął Robal i popędził w dół klatki schodowej robiąc przy tym tyle rabanu, iż obudziłby głuchą Hydrę.
- Na podwórzu... aha... zarąbiście...
Czerwony śnieg nie był im dziwny, podczas łowów w Devias przyzwyczaili się do tego koloru, jednak nie spodziewali się go właśnie w tym miejscu.
Dino, nowy nabytek Robala, wesoło hasał po całym podwórzu goniąc wściekłych i zrozpaczonych sytuacją strażników miejskich.
- Och... Puszek... powiedział z wyraźnym wyrzutem Robal
- Puszek ? Nazwałeś to bydle Puszek !!! ???
- No co ? To tak na szybko, mam go od pół godziny. Poza tym zobacz jaki jest kochany.
- kochany? Właśnie odgryzł ramię strażnikowi !
- Och... się strażnikiem przejmujesz... bo uwierzę... tere fere...
- Zaraz gdzie jest Hektor? Hektor piesku, do nogi!
Hektor był ulubieńcem Quorta, ten piękny pies znaleziony jako szczeniak w ruinach Lost Tower był jego oczkiem w głowie. Gdy Quort wracał z łowów, ten zawsze czekał przy rogatkach miesta. Był lepszy niż... One wszystkie. Kochał najszczerszą psią miłością i był zawsze wierny, nigdy go nie zawiódł, zawsze był przy swym panu.
- HEKTOR!!!! Robal, co ty właściwie robisz?
- EEEE.... yyyyy Nooo, bo widzisz... yyyy... łapa...
- Co? jaka łapa ? Co ty bredzisz ?
- To - Robal wskazał na wbitą niczym włócznia w pole bitwy tylną nogę psa. Czerwone krople krwi zamarzłe na siarczystym mrozie tworzyły makabryczne girlandy lodowych wzorów.
- No przecież ja was kurwa zabiję !!!! - wydarł się ogarnięty furią Quort
- KUUURWA, gdzie moja włócznia!
- Puszek, wychodzimy! Wujek Quort jest dziś nie w humorze - stwierdził beztrosko, uradowany poczynaniami swego Dino Robal.
Dinorant podniósł swój zakrwawiony pysk z nad ciała ostatniego strażnika miejskiego i wesoło merdając swym wielkim ogonem podczłapał do nowego pana.
- Niegrzeczny puszek, zjadłeś psa wujka Quorta - skarcił ojcowskim głosem swego pupila.
Ciężkie tupanie na klatce świadczyło o tym, iż nadchodząca vendetta w postaciu wzburzonego Quorta w pełnym bojowym rynsztunku, zbliżała się niechybnie. Skrzydlaty rycerz rozwścieczony nagłą śmiercią swego psa był w stanie wyciąc dzis niejedną gildię, a i z niejednego miasta nie pozostwic kamienia na kamieniu.
- chodź puszku - wyszeptał wystraszony Robal, czyba czas już na nas... najwyższy.
Forum Gildia "PIJAKI" GLOBAL serwer HELLHEIM Strona Główna
»
HYDEPARK
» Napisz odpowiedź
Skocz do:
Wybierz forum
INFO
----------------
OD ADMINA FORUM
OD GUILD MASTERA
REGULAMIN GILDII
GILDIA
----------------
SKŁAD GILDII
REKRUTACJA
OGÓLNE
----------------
PROŚBY/SKARGI
DO ADMINA
POMYSŁY CZŁONKÓW GILDII
HYDEPARK
KOSZ
----------------
KOSZ
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001/3 phpBB Group ::
FI Theme
:: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Regulamin